piątek, 8 lipca 2011

Networked

Zastanawia mnie ostatnio fenomen kwejka i wszystkich innych, kwejkopodobnych stron internetowych. Jak to się dzieje, że w czasach, gdy twórcy stron prześcigają się wymyślając coraz to dziwniejsze technologie, tak wielką popularność zdobywa serwis nie udostępniający żadnych innych funkcji, oprócz publikowania obrazków?

Z początku chodziło po prostu o zebranie wszystkich śmiesznych obrazków. Najpierw były to obrazki, które krążą po sieci od czasów, kiedy nie wiedziałem jeszcze, że można w niej znaleźć sadomasochistyczne porno, czyli naprawdę bardzo długo. Później pojawiły się nieco aktualniejsze komiksy, tłumaczenia amerykańskich memów, próby stworzenia polskich, oraz kilka innych rzeczy. W tym momencie kwejk stał się tubą, przez którą można wykrzyczeć na świat dowolną myśl. Wręcz roi się tam od obrazków, na których nie ma nic prócz napisu "Czasem mam ochotę powiedzieć >>pierdolę<< i wyjść. Iść przed siebie, nie ważne gdzie. Mieć w dupie ludzi." Nie przekazuje to żadnej treści, ale jest głosem, z którym identyfikuje się olbrzymia część użytkowników, czemu dają wyraz przez masowe wklejanie linków na facebooka.

Zresztą związek kwejka z facebookiem jest sam w sobie ciekawą sprawą. Z jednej strony kwejk jest mocno zakorzeniony w koncepcji Web 2.0, ponieważ jego główną ideą jest dzielenie się treścią z resztą internautów. Z drugiej - jest dokładnym przeciwieństwem tego, co obserwujemy w przypadku serwisów społecznościowych. Facebook, oraz głośny ostatnio Google+ wprowadzają do internetu zwyczaj podpisywania się pod treścią własnym imieniem i nazwiskiem. Dużo jest dyskusji i prywatności w sieci, ale tak naprawdę prywatności tej pozbawiamy się sami wprowadzając na zewnętrznych stronach komentarze korzystające z logowania facebookiem. Kwejkowi jest bliżej to amerykańskich imageboardów i przeróżnych chanów, z których wzięła się koncepcja Anonymous głosząca, że tylko człowiek kompletnie anonimowy może być naprawdę kreatywny. Dlatego mimo, że wiele osób podpisuje się nazwiskiem pod jakimś obrazkiem udostępniając go na twarzoksiążce, nikt nie czuje potrzeby informowania, że to własnie on jest autorem tego obrazka.

Takie podejście leży u podstawy imageboardów, w których nie ma konieczności podpisywania się nawet nickiem. Właśnie na takich serwisach powstają społeczności najbardziej zżyte, które tworzą większość popularnych memów, czego najlepszym przykładem jest 4chan, który miał bardzo duży wpływ na kształt dzisiejszego internetu. Zastanawia mnie tylko, czy to znaczy, że jesteśmy na etapie, na który reszta internetu doszła w 2003 roku? Fakt, że kwejk jest przejściową modą uważam za coś oczywistego. Prawdopodobnie pożyje już niedługo i wyewoluuje do kolejnych miniblogów, służących już nawet nie do pisania 140-znakowych wiadomości, ale tylko i wyłącznie do wrzucania obrazków, które na zachodzie są już bardzo popularne, ale na razie jest ciekawym przykładem zmian zachodzących w internetowych społecznościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz