niedziela, 22 lipca 2012

Świadomość jako efekt uboczny złożonych procesów obliczeniowych

Nie daje mi to spokoju od jakiegoś czasu. Jacek Dukaj w "Lodzie" przedstawił ciekawą teorię - główny bohater powieści był przekonany o własnym nieistnieniu. Kiedy się nad tym zastanowić, ta teoria rzeczywiście ma sporo sensu i sam już zaczynam powątpiewać we własne istnienie. Nie chodzi oczywiście o to, że nie istnieję fizycznie. W tym momencie jest człowiek, który siedzi przed komputerem i stuka w klawiaturę, ale nie jestem pewien, czy ten człowiek to rzeczywiście Ja.

Dukaj porównał to do szronu na szkle. Osadzając się na nim tworzy misterne kształty, geometryczne figury, wyglądające na dzieło jakiegoś artysty. A przecież wiemy, że w ich powstaniu nie bierze udziału żadna świadomość. Szron rozwija się napędzany jedynie potęgą praw fizyki i matematyki, przyjmując taką formę na którą mu one pozwalają. Skoro więc szronu nie podejrzewamy o świadomość, to czemu uważamy, że sami ją mamy?

Czy naprawdę mamy coś takiego jak wolna wola? Nasze zachowania są ściśle uwarunkowane przez biologię. Jeżeli bardzo czegoś chcemy, mamy cel do którego idziemy po trupach i nie zawahamy się przed niczym żeby go osiągnąć, to nie dlatego, że istnieje jakieś "Ja", które powzięło taki cel. Decyduje o tym poziom dopaminy. Nasz mózg jest komputerem. Cholernie złożonym, to fakt, ale tylko komputerem, więc wykonuje te czynności, na które został zaprogramowany. Jeżeli mam ochotę zjeść banana, to nie dlatego, że moje wewnętrzne Ja lubi banany. Być może mój organizm komunikuje mi braki potasu, a mózg mając odpowiednią bazę danych, kojarzy, że można to poprawić zjadając banana.

W tych procesach coś takiego jak świadomość, czy wolna wola nie jest wcale potrzebna. Z tego powodu można zwątpić, że istnieje jakiś Ja, który dąży do wyznaczonego celu i lubi banany. Jest maszyna, która na podstawie obliczeń i procesów biologicznych stara się jak najlepiej wykonać swoje zadanie. W takim razie po co nam świadomość? Może jest tylko zdolnością do okłamywania się, że faktycznie mamy wolną wolę. Może taka zdolność do samookłamywania się jest w tak skomplikowanym układzie potrzebna do zachowania jakiejś równowagi. Może powstaje tylko jako efekt uboczny wystarczająco złożonych procesów myślowych? Więc tak naprawdę nie ma żadnego wewnętrznego mnie. Jest człowiek, którego mogą doświadczyć inni, ale to nie jestem Ja, bo tak naprawdę nie mam wpływu na jego życie i zachowanie.


Tutaj można iść dalej. Czy w takim razie wystarczająco złożony komputer będzie zdolny do wytworzenia świadomości? Gdzie przebiega taka granica?


Science is awesome.