piątek, 15 lipca 2011

Google me!

Jestem fanbojem Google'a i nigdy tego nie ukrywałem. Dużo jest kontrowersji wokół firmy, która zbiera olbrzymią ilość danych o nas, ale wierzę, że cała ta nagonka jest mocno podkoloryzowana. W internecie nigdy nie jest się zupełnie anonimowym i Google nie ma na to wielkiego wpływu. Natomiast produkty stworzone przez tą firmę zawsze zachwycają wysoką jakością, więc nie widzę powodu, dla którego miałbym nie cieszyć się z posiadania wielu zintegrowanych usług w jednym koncie.

Pierwsze wątpliwości pojawiły się w momencie wprowadzenia publicznych profili. Było o to dużo hałasu, ale ostatecznie można tam wpisać cokolwiek, więc nic wielkiego się nie stało. Czytałem gdzieś, że niedługo Google będzie wymagało dowodu tożsamości, ale na razie to tylko plotki, więc nie traktuję ich zbyt poważnie.

Zupełnie odrębną sprawą jest numer telefonu. Od jakiegoś czasu można go przypisać do konta, żeby dostawać różne powiadomienia, ale zawsze było to tylko opcjonalne. Natomiast ostatnio chciałem założyć nowe konto na Gmailu, które nie będzie zawierało mojego nazwiska właśnie w celach eksperymentu, czy przy nadchodzących zmianach będzie można posiadać konto nie zawierające żadnych konkretnych danych o mnie. Jakież było moje zaskoczenie, gdy na końcu procesu rejestracji strona poprosiła mnie o podanie numeru telefonu celem weryfikacji. "Noż kurwa mać" zdążyłem jeszcze pomyśleć zanim zamknąłem okno przeglądarki. Na szczęście kiedyś już założyłem jakieś konto spamowe, więc będę eksperymentował na nim, a gdybym chciał założyć nowe skorzystam z jakiejś starej, nieużywanej karty sim.

Jednak celem moich rozważań nie jest narzekanie na Google'a, którego nadal lubię, choć ostatnim czasem zebrał u mnie kilka minusów i moje zaufanie do niego nie jest już takie jak kiedyś. Zastanawia mnie ogólna kondycja internetu w momencie, gdy pojawia się coraz więcej serwisów społecznościowych. Po upadku MySpace monopol na ten dział miał właściwie facebook. Premiera Google+ pokazała, że jest inaczej i najwyraźniej na fali jego sukcesu, swoją społecznościówkę zapowiedział również Microsoft. Stawiam orzechy przeciw diamentom, że za tym przykładem pójdą kolejni twórcy zachęceni ruchem w tym sektorze sieci. Może nawet dawno zapowiadana Diaspora w końcu rzeczywiście zacznie istnieć.

Tym co mnie martwi jest fakt, że coraz więcej zewnętrznych witryn zaczyna korzystać z logowania facebookiem lub twitterem, a do tego dojdą pewnie kolejne z Google na czele. W takiej sytuacji wątpliwe jest, czy z internetu w ogóle będzie można sensownie korzystać bez posiadania konta w którymś z tych serwisów? Ponoć wujek G planuje wprowadzić imiona zamiast nicków już nawet w YouTube. Rozumiem chęć do zintegrowania wszystkich produktów, ale do tej pory bardzo ceniłem sobie możliwość posiadania jednego konta, na którym mam publiczny profil, a także konto na YouTube, czy bloggerze, którego, jeśli nie będę tego chciał, nikt nie skojarzy z moim nazwiskiem. Trudno powiedzieć, czy to jeszcze ujednolicanie kont, czy już wykraczanie poza hasło "don't be evil".

Jeśli chodzi o same serwisy społecznościowe, to doszedłem dziś do wniosku, że jeśli wszystko będzie szło w tym kierunku co teraz, to powstanie mały "internet w internecie". Już teraz mamy możliwość łączenia kont w niektórych serwisach. Jeśli pójdzie to dalej, to zakładając konto w Google+ będziemy mogli te same treści udostępniać na twitterze, facebooku i dowolnym innym serwisie. Ktoś korzystający z facebooka będzie wtedy widział nasze konto tak jakbyśmy też z niego korzystali. Używając obrazowej metafory serwisy te będą służyły nam jako "przeglądarki w przeglądarkach". Niezależnie od tego z której korzystamy, mamy dostęp do tych samych treści. Ten "wewnętrzny internet" będzie zawierał informacje o nas i strumień danych, które udostępniamy, a cała pozostała część sieci będzie korzystać z tej bazy danych do logowania się, pisania komentarzy i wielu innych rzeczy.

Oczywiście to tylko mój wymysł, który na razie daleki jest od spełnienia, ale zastanawiam się czy w pogoni za kolejnymi sieciami społecznościowymi nie zatracimy w końcu tej prywatności, o którą tak wiele się awanturujemy. Trudno mieć pretensje do jakiejkolwiek firmy, że zbiera nasze dane, jeśli sami nałogowo wrzucamy je do sieci. Jeśli nie chcemy, by Google wiedziało o nas wszystko, wystarczy mu tego nie mówić - proste i logiczne. Na razie jestem daleki od paniki i zrywania kontaktów z internetem, ale będę uważnie obserwował, jak wiele można zrobić w Googlu bez świecenia swoim nazwiskiem na każdej możliwej stronie.

BTW mój słit blogasek osiągnął zawrotny poziom 0,5 odwiedzin dziennie. Jestem tym zaskoczony i niezwykle wzruszony, bo w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będzie go kiedyś czytać tak wiele osób. Serdecznie dziękuję wszystkim moim wiernym fankom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz