niedziela, 19 września 2010

Jestem roztańczonym pyłem tego świata.

Komputery zbliżyły nas do siebie, ale też oddaliły. Internet miał dać nam sposób błyskawicznej komunikacji, a sprawił, że przestajemy się komunikować. Nie musimy rozmawiać, skoro każdą wiadomość możemy przekazać SMS-em, albo przez gadu-gadu. Nawet poczta elektroniczna jest przeżytkiem stosowanym już tylko do przesyłania plików. Nawet w Internecie nie pisujemy już listów. Miało to sens, gdy dwoje ludzi było bardzo od siebie oddalonych i inny sposób komunikacji nie istniał. Teraz, w Sieci, wszyscy jesteśmy tuż obok, więc zamiast rozmawiać czatujemy. Twitter konsekwentnie uczy nas streszczania swoich myśli w 140 znakach. Nawet blogi, których zawsze tak bardzo nienawidziłem, stały się formą zbyt skomplikowaną dla przeciętnego internauty, który już nie wysila się nawet na tyle, by opisać jak zły miał dzień. Wystarczy wpisać w Facebooku "jest chujowo", by dostać wsparcie od grupy znajomych, którzy chętnie pomogą klikając "Lubię to".

A ja, informatyk, tkwię w samym środku tego gówna. Mój zawód ma przyszłość. Komputery są coraz bardziej obecne w naszym życiu. Niedługo nawet pralki będą miały mocniejsze procesory od mojego laptopa, a wtedy świat będzie potrzebował kogoś, kto potrafi opanować te piekielne maszyny, zanim zaczną żyć własnym życiem i hodować ludzi, żeby pozyskiwać energię z ich ciał. Ale najchętniej uciekłbym z tego syfu gdzieś daleko, na wieś, albo chociaż za miasto i został tam na resztę życia. Kiedy myślę, czemu zdecydowałem się zostać informatykiem, ciągle nasuwa mi się brutalna, ale chyba jak najbardziej prawdziwa odpowiedź. Bo to jedna z niewielu rzeczy, które robię dobrze. Dzięki temu będzie mi się dobrze żyło w świecie, który nadchodzi. Problem w tym, że z całego serca nienawidzę tego świata.

Ostatnio obejrzałem któryś już raz "Fight Club". Podobno Tylera należy w nim rozpatrywać jako antybohatera, ale jakoś ani przez chwilę nie mogę się zmusić, żeby odczuwać do niego choć odrobinę niechęci. W zasadzie, to doskonale rozumiem wszystko co robi i gdzieś w głębi serca, odrobinę go popieram.

"Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny, Wielkiej Depresji. Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. Naszą wielką depresją jest życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Tak się nie stanie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz